W Dniu Żołnierzy Wyklętych przypominamy rozmowę z prezesem Fundacji Niezłomni – Wojciechem Łuczakiem oraz wójtem gminy Nowiny Sebastianem Nowaczkiewiczem dotyczącą działań poszukiwawczych w zgórskich lasach.
Powolne kapanie spadających z omszałego sufitu kropel wody, odgłosy zgrzytającego w zamku klucza, jęk torturowanych współtowarzyszy niedoli – codzienność w powojennym więzieniu kieleckim dłużyła się w nieskończoność, bez nadziei na poprawę losu, bo niewielu udało się ujść stąd z życiem. Większość wyruszała stąd w swoją ostatnią wędrówkę, by na jej końcu zostać poddanym egzekucji, a później – bezimiennie zakopanym w świętokrzyskich lasach. O losach Żołnierzy Wyklętych na kilkanaście dni przed obchodami święta upamiętniającego ich dokonania rozmawiamy z Wojciechem Łuczakiem – prezesem Fundacji „Niezłomni” oraz Sebastianem Nowaczkiewiczem – wójtem gminy.
Po roku Fundacja „Niezłomni” wraca do Zgórska, by przywrócić pamięć o polskich żołnierzach, którzy stracili tu życie. Swoje prace prowadzicie tu już od 2015 roku…
Wojciech Łuczak: Nasze pierwsze działania miały miejsce we wrześniu 2015 r. kiedy to weryfikowaliśmy miejsce wskazywane jako pochówek czterech partyzantów Aleksandra Życińskiego, Czesława Spadło, Józefa Figarskiego i Karola Łoniewskiego, w miejscu symbolicznej mogiły nie znaleźliśmy miejsca pochówku. W kwietniu 2016 r., w miejscu oddalonym o kilometr w oparciu o badania sondażowe udało nam się zlokalizować mogiły, a po przeprowadzeniu eksploracji archeologicznej – odnaleźć szczątki, które następnie zostały poddane ekshumacji, przeprowadzono też analizę antropologiczną i porównawcze badania genetyczne. Spośród ośmiu osób złożonych w czterech grobach osób zdołaliśmy zidentyfikować siedem. Pamiętać jednak należy, że wciąż poszukujemy około 50 osób, które zostały skazane na wyrok śmierci i przebywały w kieleckim więzieniu. Wielce prawdopodobne jest to, że część z nich została pochowana właśnie w zgórskich lasach. Dlatego postanowiliśmy powrócić tu, by ich odnaleźć.
Co skłoniło Pana do podjęcia decyzji o poszukiwaniu mogił bezimiennych żołnierzy i powołania fundacji?
WŁ: Moje działania w tym zakresie rozpoczęły się, gdy w 2013 r. jako wolontariusz pomagałem w pracach na powązkowskiej „Łączce”. Kilka miesięcy później przeprowadziłem w Szczecinie pierwszą kwestę na ekshumację i identyfikację Żołnierzy Wyklętych. W przypadku Zgórska impulsem do rozpoczęcia działań był film o zgórskich mogiłach opublikowany na kanale YouTube, a następnie – spotkanie z Józefą Życińską, wdową po Aleksandrze Życińskim. To właśnie dla takich osób, jak ona to robimy. Pamiętam ten moment, kiedy podeszła do mnie jego córka
i powiedziała mi ze łzami w oczach po ułożeniu jej ojca w trumnie: „Dziękuję, mogłam się pierwszy raz w życiu przytulić do taty”. To właśnie dlatego to robimy. Chcemy oddać cześć należną bohaterom, chcemy, by pamięć o nich nie zaginęła, by ich bliscy w końcu mogli dowiedzieć się o nich prawdy i zorganizować im godny pochówek.
Panie Wójcie, przez długi czas niewiele było wiadomo na temat żołnierzy pochowanych w gminie Sitkówka-Nowiny.
Sebastian Nowaczkiewicz: Z całą pewnością nie mówiono tym tak powszechnie jak teraz, nie mieliśmy też takiej wiedzy. Choć już w 2005 roku prace prowadził tu IPN, to tak naprawdę niewiele było wiadomo. Choć krążyły legendy o metalowym krzyżu znajdującym się w lesie w Zgórsku, że znajdowały się tam partyzanckie mogiły, nikt tak naprawdę jednak nie wiedział, z jakiego okresu mogły pochodzić. Co dziwne, regularnie pojawiały się tan znicze i wieńce, mówiono o kobiecie, która odwiedza to miejsce raz w roku. Jedyny przekaz, jaki się zachował to informacja przekazana przez dawnego leśniczego, który był świadkiem rozstrzelania czwórki partyzantów podziemia antykomunistycznego 24 września 1948 r. Opisał on niezwykle szczegółowo samą egzekucję oraz jej miejsce. Z niewyjaśnionych powodów wskazał miejsce oddalone od faktycznego o około 1 km, po drugiej stronie drogi, tam, gdzie obecnie znajduje się symboliczna mogiła żołnierzy. Dziś o tragicznych, powojennych wydarzeniach w naszej gminie wiemy znacznie więcej, jednak zdecydowanie zbyt mało, by móc powiedzieć, że karty tej historii zostały już zapisane. Ubiegłoroczne prace nad monografią gminy niewiele dały w tym zakresie. Jestem niezwykle zobowiązany Fundacji
Niezłomni, że kontynuuje prace poszukiwawcze. Za każdą bezimienną mogiłą kryje się czyjaś historia – ludzka tragedia.
Czy pamięta Pan jakieś szczególne sytuacje związane z odnajdywaniem ofiar?
WŁ: W mogiłach znajdujemy często elementy odzieży, takie jak metalowe guziki czy sprzączki pasków, niekiedy medaliki. W jednej z nich znaleźliśmy medalik z matką Boską. Należał on do Aleksandra Życińskiego, a podarowała mu go jego mama. Przekazaliśmy ten medalik wdowie, pani Józefie. Jej życzeniem było, by po jej śmierci medalik trafił wraz z nią do trumny. To chyba jedna z najbardziej wzruszających historii, niezwykle symboliczna.
Skoro jesteśmy przy Aleksandrze Życińskim – czy to prawda, że on stał się głównym motorem poszukiwań w tym rejonie?
WŁ: Na pewno w jakimś stopniu tak się stało. Z pewnością ogromną rolę w poszukiwaniach odegrała jego żona i jej determinacja w odnalezieniu grobu męża. Całe swoje życie poświęciła właśnie temu celowi. Umarła zaledwie kilkanaście miesięcy po jego odnalezieniu. Sam Aleksander Życiński był żołnierzem AK w zgrupowaniu Jana Piwnika „Ponurego”, a od 1945 służył w Brygadzie Świętokrzyskiej
NSZ płk. Antoniego Szackiego „Bohuna”. W grudniu 1944 roku został schwytany w ulicznej łapance i wysłany do obozu pracy do Niemiec, skąd uciekł i wstąpił do Brygady Świętokrzyskiej NSZ. Został aresztowany 26 maja 1945 w okolicach Buska-Zdroju, skazany na 7 lat więzienia i zwolniony w marcu 1947 na mocy amnestii. Powrócił jednak do konspiracji jako dowódca kilkunastoosobowego oddziału, walczącego na ziemi kieleckiej i radomskiej. Aresztowano go 7 maja 1948 r., już 31 lipca skazano go na karę śmierci, a zamordowano 24 września 1948 r.
Poza Aleksandrem Życińskim Fundacja Niezłomni zidentyfikowała jeszcze siedmiu żołnierzy, którzy zostali rozstrzelani i pochowani w Zgórsku. Kim oni byli?
WŁ: Byli to Czesław Spadło, Józef Figarski i Karol Łoniewski, których odnaleźliśmy podczas pierwszych prac poszukiwawczych. W późniejszym czasie udało nam się zidentyfikować jeszcze Romana Mojeckiego, Piotra Pecla i Jana Wosińskiego. Niestety, do dziś nie znamy tożsamości jednej z odnalezionych ofiar.
Takich osób, które przebywały w kieleckim więzieniu, było dużo więcej. Jak potoczyły się ich losy?
WŁ: Więźniowie polityczni przebywali na ul. Zamkowej w Kielcach od początku 1945 r. do końca 1956 r. Na 163 z nich wydano kar śmierci. Wyroki były wydawane przez Wojskowy Sąd Rejonowy w Kielcach. Więźniowie przebywali oni w celach kilka, kilkanaście tygodni, gdy toczyło się śledztwo, a następnie byli wywożeni pod Kielce. Tam dokonywano egzekucji i porzucano w bezimiennych mogiłach, nie przywiązując specjalnie wagi do samego pochówku, a jedynie, by ukryć miejsce tak, by pozostało nieodnalezione. Wciąż nie udało nam się odnaleźć około
50 osób, na których wykonano wyroki śmierci.
W najbliższym czasie Fundacja Niezłomni wraz z gminą Sitkówka-Nowiny zamierza przeprowadzić akcję informacyjną o Żołnierzach Wyklętych?
WŁ: Mamy świadomość, że świadków zdarzeń z tamtych lat jest coraz mniej. Tak naprawdę to dla nas walka z czasem, za kilka lat może okazać się, że nie będzie już z kim rozmawiać o ofiarach terroru komunistycznego. Poszukujemy osób, które będą mogły powiedzieć coś na temat, udzielić wskazówek.
SN: Zamierzamy zwrócić się do mieszkańców naszej gminy bezpośrednio w listach i na łamach lokalnej gazety o pomoc, a także dotrzeć do mieszkańców Kielc za pośrednictwem ogłoszeń i ulotek w miejscach, gdzie mogą je też odczytać osoby starsze – bibliotekach czy domach seniora. Liczymy również na media, które ze swym przekazem docierają do szerokiego grona odbiorców.
Od pewnego czasu gmina Sitkówka-Nowiny angażuje się w działania związane z utrwaleniem pamięci o żołnierzach Wyklętych. Dlaczego i w jaki sposób to robicie?
SN: We wrześniu każdego roku w Szewcach odbywają się uroczystości związane z oddaniem hołdu osobom, które zginęły w tych okolicach. Od kilku lat upamiętniamy je także 1 marca, w Dniu Żołnierzy Wyklętych, które od 2011 roku jest ich świętem. To nie tylko msze święte czy złożenie kwiatów na mogiłach, ale także współorganizacja marszu, którego trasa wiedzie od OMPIO w Kielcach przez wzgórze Karczówka aż do Zgórska. W tym roku we wrześniu planujemy przybliżyć tę tematykę młodszym i specjalnie dla nich zorganizować grę terenową poświęconą Niezłomnym, a dla nieco starszych, we współpracy z LGD „Perły Czarnej Nidy” – konferencję naukową.
W najbliższym czasie Fundacja Niezłomni i gmina Sitkówka-Nowiny zamierzają upamiętnić Żołnierzy Wyklętych pochowanych na terenie gminy?
SN: Obecnie mamy trzy krzyże poświęcone Żołnierzom Wyklętym w niedalekiej odległości od siebie, jest też symboliczna mogiła, która znajduje się w pierwotnie wskazanym miejscu pochówku por. Aleksandra Życińskiego. Niestety, jest ona oddalona od mogiły odnalezionej w 2015 r. o blisko kilometr. Od pewnego czasu myślimy o budowie pomnika, dlatego zdecydowaliśmy się powołać społeczny komitet budowy pomnika Żołnierzy Wyklętych. Chcielibyśmy, by stanął w miejscu, gdzie Fundacja Niezłomni odnalazła pierwsze mogiły. W najbliższym
czasie podpiszemy akt założycielski komitetu budowy pomnika, a później rozpoczniemy zbiórkę na ten cel. Mam nadzieję, że uda się go postawić w możliwie krótkim czasie.
Dziękuję za rozmowę. •