Ciemno. Wokół tylko drzewa – do najbliższej miejscowości jest kilka kilometrów. Zza krzaków dochodzą jakieś dźwięki, a cienie układają się złowróżbnie. To będzie wyjątkowa noc, o której długo się nie zapomina. Rozpoczął się weekend survivalowy w gminie Nowiny.
– Uczestnicy wydarzenia z pewnością nie spodziewali się tego, co ich spotka. Każdy z nich miał za zadanie przygotować dziesięć rzeczy, które pomogą mu przetrwać w lesie, co dla osób, które nie mają z survivalem do czynienia na co dzień, i tak jest zbyt małą ilością – mówi Piotr Marczewski, instruktor survivalu. – Problem polegał na tym, że po kilku kilometrach marszu zabraliśmy im całe ich wyposażenie, zostali tylko w odzieży, którą mieli na sobie – wyjaśnia.
Kolejne godziny okazały się być niezwykle trudne. Zadaniem kursantów było dotrzeć do punktu obozowiska, poruszając się wyłącznie na azymut, już po zmierzchu, po nierównym, lesistym terenie. Z tym zadaniem poradzili sobie wyśmienicie, jednak na miejscu byli już zmęczeni i głodni. A jedzenia nie było zbyt wiele. Pięciu dorosłych mężczyzn musiało zadowolić się.. puszką brzoskwiń konsumowaną na spółkę. Jakiś czas później, po rozpaleniu ogniska otrzymali jeszcze pstrągi. – Żeby nie było łatwo, ryby były surowe, niewypatroszone, a nasi uczestnicy nie mieli ze sobą żadnych narzędzi. Jednak najlepszą przyprawą jest głód – w kilka minut po rybach nie został żaden ślad – opisuje Piotr Marczewski.
Noc spędzona w lesie pod gołym niebem to z pewnością wyjątkowe doznanie, zwłaszcza, gdy jest zimno i pada deszcz. Zziębnięci i niewyspani kursanci rano przystąpili do ćwiczeń obozowych, ucząc się podstawowych umiejętności pozwalających przetrwać. – Niektórzy mówią, że potrafię rozpalić ognisko na tysiąc sposobów, ale, uwierzcie, wiedza wyniesiona ze szkoleń survivalowych przydaje się na co dzień, choćby do bezinwazyjnego rozpalania kominka – śmieje się Piotr Marczewski.
Po zajęciach wszyscy, wciąż głodni, wyruszyli w dalszą drogę, by po kilku godzinach zmierzyć się z kolejnym wyzwaniem – morsowaniem. Również z tym zadaniem wszyscy świetnie sobie poradzili, choć, większość wcale nie miała ochoty zanurzać się w lodowatej wodzie i później zakładać na mokre ciało ubrań. Na szczęście czekała na nich nagroda – w końcu zjedli ciepły posiłek, którego wcale nie było mało. – Przygotowaliśmy racje żywnościowe, jakie używane są w polskim wojsku. Po takim wysiłku wszystko smakuje wyśmienicie, więc uczestnicy nie zwracali specjalnej uwagi na to, że nie wszystko zdążyło się podgrzać na ogniu – opowiada Piotr Marczewski.
Było już wczesne popołudnie i każdemu wydawało się, że to już koniec wysiłku, ale organizatorzy przygotowali kolejne wyzwanie. Kursanci wspólnie musieli przenieść opony wypełnione kamieniami do kolejnego miejsca postoju – kilka kilometrów leśnymi ścieżkami. Powoli zaczęło brakować sił, na szczęście to było już ostatnie zadanie. Do schronu pod Urzędem Gminy trafili, kiedy zaczynało się zmierzchać. Wystarczyło jeszcze tylko pokonać kilkumetrową drabinę w dół i już znaleźli się w bezpiecznym miejscu.
– Tegoroczna ekipa była wyjątkowo zgrana, można powiedzieć, ze wszyscy porozumiewali się bez słów, dzieląc pracą i organizując zadania. Muszę przyznać, że jestem pod ogromnym wrażeniem i cieszę się, że miałem okazję spędzić z nimi czas – mówi wójt Sebastian Nowaczkiewicz.
Weekend survivalowy został wylicytowany przez jego uczestników podczas 29. Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy zorganizowanego w Nowinach przez Koło Gospodyń Nowoczesnych.